profilki

czwartek, 10 grudnia 2020

Z partyzanckich ścieżek …

Dnia 25 października, pomimo obostrzeń epidemiologicznych i wprowadzenia czerwonej strefy, członkowie Stowarzyszenia Strażnicy Pamięci Ziemi Bychawskiej oddali hołd żołnierzom podziemia niepodległościowego, biorąc udział w I Rajdzie Pamięci sierż. Juliana Bartoszka.
Cała trasa rajdu ma wymiar symboliczny i prowadzi przez miejsca ściśle związane z wydarzeniami i historią lokalną.
Rajd podkreśla piękno bychawskiej gminy, ma na celu promocję miejsc tak często pomijanych, a także aktywnego trybu życia. 

Ruiny zamku Pileckich
Początek naszej wędrówki miał miejsce na ruinach zamku Pileckich, miejscu symbolicznym dla miasta i jego mieszkańców. Tu, można by powiedzieć, zaczyna się cała historia Bychawy. Przez przepiękny rezerwat roślinności stepowej "Podzamcze" dotarliśmy na bychawski cmentarz.

Strażnicy Pamięci Ziemi Bychawkiej przy mogile sierż. Juliana Bartoszka
Na grobie sierż. Juliana Bartoszka zostały złożone kwiaty i zapalone znicze. Odmówiliśmy modlitwę za dusze wszystkich walczących o wolność naszej Ojczyzny.


Przez Zadębie udaliśmy się w kierunku zabudowań Wandzina. Właśnie tutaj, na polach aż do wsi Osowa, rozgrywały się działania oddziałów AK podczas wycofywania się wojsk niemieckich w lipcu ’44 roku.
Część trasy rajdu prowadzi dobrze bychawianom znanym Szlakiem Doliny Kosarzewki. Jednak celowo utrudniliśmy ją trochę, prowadząc rajd przez tereny które trudno było by pokonać rowerem, by uczestnicy rajdu mogli zrozumieć jakie trudności pokonywali partyzanci, gdy musieli przemieszczać się niepostrzeżenie pomiędzy postojami. Jest to jedna z piękniejszych okolic w naszej gminie. 

Zespół Szkół Zawodowych im. mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala"
Podczas przemarszu minęliśmy dawną posiadłość rodu Skawińskich, po której pozostał już tylko park, a w miejscu dawnego dworku stoi budynek Zespołu Szkół Zawodowych im. mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala". 
Trasa prowadziła nas przez wieś Wola Duża, gdzie w planie rajdu miał być postój na posiłek. Drogą prowadzącą przez Skawinek doszliśmy do rozstaju dróg prowadzących na Romanów i Kosarzew Dolny Kolonię. Przed nami ukazał się las Kosarzewski, zwany także Romanowskim. W tym lesie, młodzi chłopcy, których losy poplątał czas wojny, szkolili się po wstąpieniu do oddziałów partyzanckich. To tutaj w czerwcu 1944 r., w niedalekim Ziuninie, powstała tajna Rada Narodowa, a w lipcu miała miejsce koncentracja oddziału ppor. Wojciecha Rokickiego ps. "Nerwa" oraz lokalnych oddziałów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich przed wyzwoleniem Bychawy 21 lipca 1944 r.

Kapliczka Powstańców Styczniowych
Dalszą drogą doszliśmy do kapliczki Powstańców Styczniowych, nieopodal której w 1863 roku doszło do potyczki pomiędzy grupą powstańców, a patrolującymi tę okolice Kozakami. Jest to jest jedna z piękniejszych kapliczek w okolicy, której ozdobą są figury świętych autorstwa Pani Teodozji Matysek. Zapaliliśmy znicze i po krótkiej modlitwie udaliśmy się w dalszą drogę.
Przechodząc przez las dotarliśmy do kapliczki przy wjeździe do Zaraszowa, prawdopodobnym miejscu śmierci sierż. Juliana Bartoszka. Złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze. Odczytaliśmy fragment książki Konstantego Roztworowskiego - "Zmierzch Gałęzowa" traktujący o tamtych wydarzeniach. 

Apel Pamięci pod kapliczką w prawdopodobnym miejscu śmierci sierż. Juliana Bartoszka
Rajd zakończył się Apelem Pamięci, który jest hołdem dla wszystkich bohaterskich obrońców Rzeczpospolitej, stawiających opór niemieckiemu i sowieckiemu najeźdźcy, ofiar pacyfikacji Zaraszowa i represji z rąk okupanta.
Mamy nadzieję że kolejne edycje rajdu będą miały bardziej oficjalny charakter i za rok spotkamy się w większym gronie i w lepszej rzeczywistości. 
Do zobaczenia na partyzanckich ścieżkach...

sobota, 19 września 2020

A jeśli komu droga do nieba otwarta, to tym którzy giną za Ojczyznę... Wspomnienie o Stanisławie Maciągu.

 W pożółkłej ze starości kronice Szkoły Powszechnej w Bychawie znaleźć możemy wpis następującej treści: Kronika nie została ukończona za rok 1939/39, gdyż kierownik Stanisław Maciąg został w sierpniu powołany do KOP-u jako oficer rezerwy. Z wojny nie powrócił. Zginął w okolicach Sarn w 1939 r.” .  Słowa te skreśliła żona kierownika Aniela Maciągowa. Oficjalnej wiadomości o śmierci męża nigdy nie otrzymała. Podczas okupacji uczestniczyła w tajnym nauczaniu młodzieży, do końca mając nadzieję że jej mąż jakimś cudem ocalał i powróci do domu.   

 
Stanisław Maciąg urodził się 27 lipca 1907 r. w Kiełczewicach Górnych gm. Piotrowice z ojca Pawła i matki Agnieszki z Rymarzów, jako syn, dość zamożnego, jak na ówczesne czasy, rolnika i jednocześnie właściciela kuźni. Chłopiec wykazywał duże zdolności, więc rodzice kierując się podpowiedziami nauczycieli, posłali go po ukończeniu wiejskiej szkoły do gimnazjum w Lublinie. Następnie kontynuował naukę w Seminarium Nauczycielskim Męskim im. Słowackiego w Lublinie, gdzie zdał maturę w 1928 r. Pracę zawodową rozpoczął w szkołach wiejskich Lubelszczyzny, w Piotrkowie, potem był nauczycielem w Chmielu, w tych placówkach szkolnych pełnił funkcję kierownika. Pierwszego września 1936 r. objął funkcję kierownika Szkoły Powszechnej w Bychawie. Pracując w naszym mieście Stanisław Maciąg dał się poznać jako pasjonat pracy z młodzieżą, której poświęcał wiele czasu poza szkołą, organizując wycieczki rowerowe, biwaki harcerskie. Niezwykle aktywny w środowiskach pracy i zamieszkania – w miejscowej straży pożarnej, która przy współpracy nauczycielstwa świętowała kolejne rocznice odzyskania niepodległości i święta państwowe.

W sierpniu 1939 r. Stanisław Maciąg otrzymał kartę powołania do wojska. Niezwłocznie udał się na punkt zborny w Sarnach, nad rzeką Słucz na terenie dzisiejszej Ukrainy, aby dołączyć do Korpusu Ochrony Pogranicza. Korpus Ochrony Pogranicza powołano do służby 27 września 1924r., w celu zapewnienia bezpieczeństwa pasa granicznego na wschodzie kraju. Decyzja o powołaniu formacji, podyktowana była nasilającymi się w tamtym czasie akcjami sabotażowymi i rabunkowymi bolszewików. Linia obronna stanowiła długość ponad 1442 km. Do zadań pograniczników należało również zachowanie jak najlepszych stosunków z miejscową ludnością. KOP czynnie uczestniczył w budowie infrastruktury drogowej, szkół, itp. W żołnierskich stołówkach ubogie dzieci mogły najeść się do syta, a także liczyć na opiekę lekarską i podarunki w postaci odzieży.

17 września 1939r., kiedy na Polskę zwaliła się armia Stalina, na jej drodze stanęli właśnie żołnierzy KOP. Większość wysiłków militarnych skupiona była oczywiście na agresji niemieckiej i oddziały kresowe były całkowicie zaskoczone rozwojem wypadków. W porównaniu z siłami napastnika sowieckiego, można powiedzieć, że stawiła im czoło zaledwie garstka obrońców. Część pododdziałów opuściła wschodnie rubieże RP i wzmocniła inne odcinki jeszcze przed agresją sowiecką. W taki sposób znalazł się w jednym ze schronów w rejonie Wizny, słynny dowódca z 1939r., kapitan Raginis. Żołnierze KOP zasilili również schrony w Osowcu i Mikołowie. Mimo przytłaczającej przewagi wroga, Polacy dzielnie stawili opór na wielu odcinkach frontu.Rejon umocniony „Sarny” , gdzie walczył Stanisław Maciąg, bohatersko odpierał ataki Sowietów od 17 do 20 września. Ppor. artylerii Maciąg został skierowany jako obserwator ,,wysunięty” dowódcy plutonu artylerii piechoty. Zajął więc samotne stanowisko po drugiej stronie rzeki Słucz, co było zadaniem niezwykle niebezpiecznym, przy tym wymagającym dużej wiedzy wojskowej, tj. umiejętności oznakowania w terenie miejsc dla celów ataku naszej artylerii, której udawało się w pierwszej fazie ostrzeliwać i zawracać sunące na nasze pozycje czołgi przeciwnika. Prawdziwe piekło rozpętało się gęstą od mgły nocą, gdy ruszył na polskich obrońców atak sowieckich czołgów, haubic i artylerii polowej. Jeszcze przez cały dzień ogniem ze schronów nasi powstrzymują ten atak. Nocą grozy sytuacji dopełnia fakt podpalania łatwopalnych materiałów wykorzystanych przez Sowietów do zadymienia terenu – papy, smoły, papieru. Polscy żołnierze walczą w maskach przeciwgazowych, które niewiele chronią, gdyż saperzy sowieccy podkładają w otwory strzelnicze trotyl. Po trzech dniach heroicznej walki, sytuacja naszych obrońców jest tragiczna. Kończy się amunicja, przewaga wroga jest miażdżąca, pomimo to nadal trwają na posterunkach. Przed godziną szóstą, Sowieci opanowali część Tynnego. Szybkie postępy w przeprawie przez rzekę blokowała załoga schronu. Po kilku strzałach z działa 76mm, załoga dalej odgryzała się ogniem. Dopiero strzały z kalibru 152mm ochłodziły zapał obrońców. Załoga jednak nadal trwała, a jej los przypieczętowali saperzy, którzy wysadzili schron ładunkami wybuchowymi. Obiekt „Piorun” przestał istnieć. „Pięść” również uległ. Por. Maciąg poddał „Piekło”, kiedy Sowieci przymierzali się do podłożenia ładunków wybuchowych. Po poddaniu schronu został zamordowany przez Sowietów, jego ciała nigdy nie odnaleziono.

Trzydniowa walka 4 kompanii Baonu Fortecznego KOP „Sarny” spowodowała straty po stronie agresora, zdecydowanie opóźniła marsz sił sowieckich ku radosnemu spotkaniu z Wehrmachtem, a przede wszystkim umożliwiła wyjście z oskrzydlenia zasadniczym siłom Pułku KOP Sarny”, które połączyły się ze Zgrupowaniem KOP gen. Orlik-Rückemanna. Jednak straty kompanii fortecznej szacowane w literaturze sięgnęły w zabitych, zamordowanych i zaginionych 569 ludzi, w tym 10 oficerów.

Dzisiaj spośród kilkuset poległych i zamordowanych żołnierzy znamy ciągle niewiele nazwisk. Jest ich jednak więcej niż znaliśmy dziesięć lat temu. Są wśród nich dowódcy plutonów: ppor. rez. Daca (II/4), ppor. rez. Jan Bołbott (III/4), ppor. rez. Władysław Maksim (IV/4) i ppor. rez. Stanisław Maciąg, obserwator artyleryjski, podoficerowie i szeregowi: kpr. Przywara z Księżomierza, kpr. Jakub Gałęzowski z Wilkołaza, Adam Budek, Kpr. Adam Knieja, plut. Andrzej Kondracki z Kiełczewic, plut. Kot z okolic Lublina, Franciszek Grela, Stanisław Oleszko, Edward Zyśko z Wilkołaza I, Paweł Wnuczek z Wilkołaza II, Wacław Śliwka z Wilkołaza II, kpr. Mieczysław Kalicki, Stanisław Skolimowski z Marianówki, Franciszek Śliwka, Józef Zdybel, Jan Chmiel, Antoni Maciąg, Jan Dolemba, Jędrasik, str. Aleksander Fedder, NN rocznik 1904 PKU Lublin.

Wspomnienie o Stanisławie Maciągu w TVP VOD

Było... nie minęło, 08.01.2011 r. - "Cienie ze zniszczonych schronów"

Opis autora:

"Cienie Ze Zniszczonych Schronów

Jeszcze jedno nazwisko, jeszcze jeden życiorys wyrwane z mroków niepamięci. Od kilku lat próbujemy zrekonstruować losy grupy żołnierzy niezwykłych, którzy w momencie inwazji sowietów na Polskę 17 września 1939 roku podjęli z nimi walkę. Szczególnie twardo i do dosłownego końca trwali w swych schronach bojowych nad rzeką Słucz podkomendni pułkownika Nikodema Sulika z batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Sarny”. Złotymi zgłoskami historia powinna zapisać nazwiska i czyny oficerów i żołnierzy 4 kompanii. Jak na ironię z 600 walecznych znamy tylko nazwiska czterech.

W skali makro wygląda to tak połowa poległych i pomordowanych, druga połowa zaginionych bez wieści. W akcie pewnej desperacji zaczęliśmy wertować powojenne akta sądów, do których rodziny zwracały się o uznanie ojców i mężów za zmarłych. Tam odnaleźliśmy kilkanaście interesujących nas teczek. Między innymi porucznika Stanisława Maciąga oficera rezerwy a w cywilu znanego pedagoga dyrektora szkół w Bychawie. Rzuciliśmy wtedy w telewizyjną przestrzeń pytanie czy ktoś na temat porucznika wie więcej. Na drugi dzień po emisji zadzwonił telefon z zaproszeniem do Warszawy. Tam z ust dwóch starszych Pań usłyszeliśmy niezwykłą opowieść o niezwykłym człowieku zamordowanym strzałem w tył głowy przez sowieckiego komisarza tuż po pojmaniu w niewolę. Na stół wywędrował też rodzinny album pełen fotografii Stanisława Maciąga. Odzyskaliśmy dla wspólnej pamięci kolejny życiorys."

Link do filmu:

wtorek, 15 września 2020

Rajd Pamięci sierż. Juliana Bartoszka już coraz bliżej...

Stowarzyszenia Strażnicy Pamięci Ziemi Bychawskiej mają zaszczyt zaprosić na 
Rajd Pamięci sierż. Juliana Bartoszka 
25 października 2020 r.
Dlaczego Rajd Pamięci sierż. Juliana Bartoszka? 

Julian Bartoszek ur. 23.03.1915 w Olszowcu k/Bychawy, syn Jana i Katarzyny z Jakubiaków, sierżant, był dowódcą placówki AK w Olszowcu, potem członkiem oddziału „Spartanin”, gdzie początkowo pełnił funkcję zastępcy dowódcy. 
Prawdopodobnie w tym czasie nawiązał bliższy kontakt z por. Józefem Kukułą ps. „Kurek”, „Derwisz”, komendantem rejonu Bychawa (Rejon V – gminy Bełżyce, Bychawa, Chodel, Niedrzwica i Piotrowice. W Rejonie tym działał oddział partyzancki por. Hieronima Dekutowskiego ,,Zapory”). 
W okresie Akcji Burza brał udział w potyczkach z Niemcami w okolicach Bychawy, których efektem było wyzwolenie naszego miasta w dniu 22 lipca 1944 r. przez oddziały Armii Krajowej. 
Radość z wyzwolenia nie trwała długo. 25 lipca wkroczyły do Bychawy oddziały sowieckie, zaprowadzając u nas swoje rządy. Już 7 sierpnia 1944 r. zostało porwanych przez berlingowców 44 mężczyzn ze wsi Skrzynice, 22 z Krzczonowa, 12 z Bychawy (WAPL, AK–WiN, spis II, nr 124, k. ). Aresztowania i mordy dokonywane przez NKWD lub jednostki polskie (m.in. przez byłych partyzantów AL) skutecznie ostudziły w społeczeństwie polskim radość z wyzwolenia spod okupacji niemieckiej. 
Wobec realnego zagrożenia aresztowaniem, Julian Bartoszek, jak większość jego kolegów z konspiracji, znów musiał się ukrywać. W tym okresie chłopcy z bychawskiej konspiracji starali się nie zwracać na siebie uwagi nowej władzy, choć ta coraz usilniej poszukiwała członków AK z naszego terenu. Niektórzy, jak por. Józef Kukuła, którego NKWD szukało już w sierpniu, musieli uciekać, i w nowym miejscu, pod zmienionym nazwiskiem, próbować zaczynać życie od nowa. Julian Bartoszek został w okolicach Bychawy. 
W październiku dotarła do niego wiadomość, że NKWD aresztowało jego dowódcę z okresu konspiracji, por. Józefa Kukułę, którego ciężko pobitego, zamknięto w bychawskim areszcie. Sierżant Bartoszek postanowił go ratować. 
O dalszym rozwoju wypadków dowiadujemy się ze wspomnień Konstantego Roztworowskiego ps. ”Dziryt”, żołnierza zwiadu konnego odziału partyzanckiego „Spartanin”: 

„Aresztowano ponadto porucznika Józka Kukułę. Nieopatrznie udał się do Gałęzowa, aby odwiedzić swoją żonę i córeczkę. Przebywał tam nawet dwa dni. Drugiego dnia wieczorem NKWD otoczyło dwór i wyłuskało Józka. Z miejsca w obecności żony strasznie go pobito. Zamknięto go w nowo przerobionym więzieniu w Bychawie. Siedział tam trzy dni. W nocy sierżant Bartoszek z kilkoma AK-owcami próbowali odbić Józka. Wywiązała się bitwa. Sierżant został ranny, jego koledzy uciekli. Rannego bestialsko dobił enkawudzista. Sierżant Bartoszek był początkowo w oddziale „Spartanina” zastępcą dowódcy. Opowiadali mi chłopcy, że był to wielki patriota i bardzo odważny partyzant, syn rolnika z jednej z podbychawskich wsi.” 

Rajd im. sierżanta Juliana Bartoszka ma być hołdem dla wszystkich członków konspiracji, którzy tak jak on, po pięciu latach walki z Niemcami, zamiast cieszyć się życiem w wyzwolonym kraju, byli aresztowani, wtrącani do więzień, wywożeni do łagrów, mordowani i chowani w bezimiennych mogiłach.

UWAGA!!!
Warunkiem uczestnictwa w rajdzie pieszym jest zapoznanie się z Regulaminem rajdu, wypełnienie Deklaracji uczestnika rajdu, podpisanie Zgody na przetwarzanie danych osobowych (RODO), w przypadku uczestników poniżej 18 roku życia podpisanie przez opiekunów prawnych Zgody na udział osoby niepełnoletnieji oraz obowiązkowe podporządkowanie się decyzjom Organizatora.

Dokumenty do pobrania:


poniedziałek, 20 lipca 2020

21 lipca nad ranem partyzanci wyzwalają Bychawę.

20-21 lipca nastąpiło starcie zbrojne lotnego oddziału „Nerwy” i oddziału AK z placowki Bychawa pod dowództwem Jana Jacuniaka ps. „Młot” z oddziałem niemieckim, zakończone rankiem 21 lipca przejęciem władzy w Bychawie.


W tym dniu zerwano tablicę zasłaniającą godło państwowe na froncie budynku szkoły powszechnej (obecnie Zespołu Szkół im. Ks. A.Kwiatkowskiego). 


Przez te kilka dni znów mieliśmy niepodległą Polskę.
Tylko kilka dni, bo 25 lipca weszli Sowieci.

Źródło:
Dzieje Bychawy -  pod redakcją Ryszarda Szczygła, BTR, 1994;
https://oddzialpartyzanckinerwa.blogspot.com.

poniedziałek, 6 lipca 2020

Partyzanci "Spartanina" zajmują Bychawę.

Fragment wspomnień Konstantego Roztworowskiego ps."Dziryt", żołnierza oddziału partyzanckiego Tadeusza Sowy "Spartanina", pochodzący z książki "Zmierzch Gałęzowa".

"Zajmujemy Bychawę. Spotkanie z Tyrolczykiem.

Przez kilka dni kwaterowaliśmy na północno-wschodniej stronie powiatu Lublin, w okolicach Piask Luterskich. Wykonywaliśmy tam jakieś działania dywersyjne, szczegółów już niestety nie pamiętam, po czym przeszliśmy na tereny bardziej nam znane. Nocowaliśmy w jakiejś małej wiosce w pobliżu Osmolic, niedaleko szosy łączącej Niedrzwicę z Bychawą, Po południu następnego dnia Tadek oświadczył nam, że dzisiaj w biały dzień zajmujemy Bychawę. Po jej zajęciu mamy spalić wszystkie dokumenty w gminie i Arbeitsamcie.
O godzinie czternastej wyruszamy. Wkrótce wyjeżdżamy na szosę. Wydaję rozkazy moim zwiadowcom. Bychawę zajmujemy możliwie jak najszybciej. „Samson” z pięcioma konnymi uda się aż na rogatkę prowadzącą do Skawinka i Krzczonowa. „Kędziorek” też z pięcioma ubezpiecza drogę do Gałezowa, Jeszcze pięciu konnych z „Sygnetem” stanie po północnej stronie cmentarza, ubezpieczając nas od Lublina. Ja zostanę koło gminy, przy drodze prowadzącej do Gałęzowa, i będę czekał na siły „główne”.

Wkrótce na górce widzimy białe mury kościoła parafialnego. Mijamy most na rzece. Wydaję rozkaz : galopem marsz. Ściągamy krótko cugle. Z naładowanymi i odbezpieczonymi pistoletami w garści zwiad rusza cwałem. Słychać tętent i charakterystyczne odgłosy trzaskania końskich kopyt po miejskim bruku. Leżąc na końskim grzbiecie w wyciągniętym galopie, kątem oka widzę przechodzącego Fania, który mnie spostrzega i macha przyjaźnie ręką. Mija mnie, pędząc jak wicher sześciu jeźdźców „Samsona”, sześciu „Kędziorka”i sześciu „Sygneta”. Jadą oni, jak było umówione, zamykać drogi wjazdowe do Bychawy. Pozostaję z „konnymi” i z Korą za węgłem dużego domu, koło placu przy gminie. Za chwilę nadjeżdża nasza piechota. Widać ich jak na dłoni – z przodu konno Tadek i ”Pelikan”, z tyłu cały wąż sań. Szybko otaczamy gminę. Wywalamy wszelkie dokumenty związane z ewidencją, ruchem ludności, podatkami itd. Układamy z tego dużą kupę, wysokości 4 m na placu przed gminą i to wszystko podpalamy. Część żołnierzy udaje się do Arbeitsamtu. Palą tam wszystko, nawet urządzenia biurowe, co już jest „lekką” przesadą.
Zajęcie miasta odbyło się bez strat. Policja granatowa i sześciu żandarmów czmychnęło jak szczury do bunkra położonego w pobliżu posterunku policji. Jak nam później mówiono, nie wychylali oni stamtąd nosa aż do południa następnego dnia. W pobliżu bunkra Tadek ustawił trzech chłopców z ciężkim karabinem maszynowym. Byli oni dobrze ukryci w piwnicy przeciwległego domu i od czasu do czasu posyłali małą seryjkę w stronę żandarmów, mierząc w otwory strzelnicze bunkra. Niemcy i policjanci nie odpowiadali na zaczepki i siedzieli cicho jak trusie.
Wszystko odbywa się zgodnie z planem. Nie wycofujemy jednak posterunków z obrzeża miasta. Stawiamy jeszcze dodatkowy na drodze, skąd przybyliśmy. Muszę jeszcze nadmienić, że zadaniem wszystkich patroli , stojących wokół miasta, jest przede wszystkim zniszczenie istniejących połączeń telefonicznych – co moi zwiadowcy wykonywali zawsze szybko i dokładnie.
No i sprawdza się znane staropolskie przysłowie, że „licho nie śpi”. W pewnym momencie słychać kilka szybko po sobie następujących strzałów pistoletowych. Lecę z odbezpieczonym wisem, z chłopcami i Tadkiem na miejsce strzelaniny. Żołnierze po drodze nerwowo ładują karabiny. Wpadamy na główną ulicę i widzimy jakiegoś cywila niedużego wzrostu w pumpach i tyrolskim kapeluszu z piórkiem. Jest on trzymany przez kaprala „Organa” za kołnierz jak niegrzeczny psiak.
Drugi żołnierz leje go prosto w mordę. Tyrolczyk mocno krwawi, widać „pogubione” zęby na chodniku. Tadek podchodzi i zarządza koniec zabawy.
Dowiedzieliśmy się, że mamy przed sobą przedstawiciela niemieckiego Amtu z Lublina o nazwie „Owoce i Warzywa”. Przyjechał rano na kontrolę Bychawskiej filii. Na obiad wstąpił do restauracji pana Fajki. Widać, że za kołnierz nie wylewał. Będąc już pod gazem, spostrzegł partyzantów i ratował się ucieczką, strzelając kilka razy Panu Bogu w okno ze swego kieszonkowego pistoletu damskiego, kaliber 5 mm. Zwabił przez to kilku naszych żołnierzy oraz kaprala „Organa” i właśnie teraz go uciszano. Sprawdziliśmy dla porządku jeszcze raz jego dokumenty i Tadek postanowił go zwolnić. Nie w smak to żołnierzom. Przed jego odjazdem zabrali go jednak między siebie i podrzucali mocno do góry, tak jakby chcieli go za coś uczcić, ale tak nie było. Podrzucili go owszem wysoko i dwa razy puścili prosto na kamienie. Interweniowałem i dopilnowałem potłuczonego i pobitego, aby wyniósł się stąd jak najprędzej. Miał jeszcze tyle sił, aby zapuścić motor w swoim rozklekotanym wozie. Odprowadzał go kapral „Organ”, aby uniknąć nieporozumień z wartownikami stojącymi na drodze wylotowej.
Zbliżał się wieczór. Zostaliśmy zaproszeni na kolację do Władka Górniaka. Jak pisałem o nim poprzednio, początkowo poszedł on na współpracę z okupantem, ale teraz gorliwie chciał się zrehabilitować. Był nam potrzebny chwilowo, i dlatego go nie likwidowaliśmy. W czasie kolacji Tadek kazał połączyć się z posterunkiem żandarmerii w Niedrzwicy. W rozmowie z komendantem tamtejszego posterunku żandarmerii zaprosił go do Bychawy na spotkanie. Nic z tego nie wyszło – żandarmi mieli wielkiego pietra. Po kolacji u Górniaka odskoczyliśmy około 30 km na południe, gdzie zatrzymaliśmy się w jakiejś dużej wsi na skraju Lasów Janowskich. Kwaterowaliśmy tam kilka dni, po czym znów przenieśliśmy się w okolice Bychawy."


Zdjęcie: Partyzanci z oddziału "Spartanina",
źródło zdjęcia: https://oddzialpartyzanckinerwa.blogspot.com/2009/11/gleria-2.html.





niedziela, 21 czerwca 2020

O NSZ-owskim miasteczku Bychawa, czyli jak nas widział pełnomocnik K.R.N. w lipcu 1944 r.

W lipcu 1944 r, gdy oddziały podziemia walczyły z cofającymi się Niemcami, do Polski przybyli emisariusze K.R.N. utworzonej w Moskwie pod dyktando Sowietów, aby przygotować się do przejęcia władzy. 
Jeden z nich, Jan Manugiewicz (Szymon Żołna), tak wspomina przejazd przez naszą okolicę. Charakterystyczne w jego wspomnieniach są pogarda dla Armii Krajowej oraz umniejszanie jej znaczenia kontrastująca z uwielbieniem dla prosowieckich oddziałów AL i GL:

LUBELSZCZYZNA W OGNIU WALKI 

"W początkach lipca — mówi ob. Manugiewicz — otrzymałem mandat pełnomocnika K.R.N. na Lubelszczyznę.
Wyjechałem 16.7.1944 r. Spotkanie z tamtejszym zgrupowaniem politycznym i partyzanckim nastąpiło w Woli Gałęzowskiej pod Lublinem. Po drodze dopędza mnie furka jadących „akowców". Jakiś porucznik z dwoma młodziutkimi chłopcami. Rewidują. Moja kartka łącznikowa może grozić niebezpieczeństwem albo trudnościami. Już w toku rewizji chowam ją zręcznie. Kończy się pokojowo. Przysiadam się na furę. Rozmawiamy. Chłopcy, wychowani w propagandzie akowskiej, lekceważą alowców. Podrzucam kilka pytań. Porucznik jest rozważniejszy. Przyznaje Armii Ludowej bohaterstwo i determinizm w nierównej walce- Domyślają się we mnie emisariusza i pytają o to. Odpowiedzi, oczywiście, nie daję. Żegnamy się z jakimś dobrym spojrzeniem.
Docieram do Woli Gałęzowskiej. Tutaj ruch. Ćwiczą się partyzanci. W sąsiednim majątku żandarmeria folwarczna — oddział NSZ-tu. O kilka kilometrów dalej, po szosie przetaczają sę codziennie niemieckie kolumny wojskowe. We wsi nastroje bardzo mocne. Mój referat polityczny, zgodny ze stanowiskiem Prezydium K.R.N., wydaje się niektórym zbyt mało radykalny- Oponuje Gadzalanka (późniejsza posłanka PSL-u), chciałaby mocniejszej ręki. Jest bardzo rewolucyjna. Jakże daleko później odeszła!
O kilka kilometrów dalej, poza NSZ-owskim miasteczkiem Bychawą, przez które przejeżdżamy z rękoma na „pepeszach", rozciągają się pierwsze placówki regularnego zgrupowania partyzanckiego, młodego płk. Satanowskiego. To już niepodległa Polska. Jest stacja nadawcza Odbywa się mały zjazd okolicznych dowódców partyzanckich. Są alowcy, są „bechowcy"- Bystre, inteligentne twarze — to kwiat odradzającej się wsi. Jest i przedstawiciel akowców. Bardzo dostojnie, jak mąż stanu, cedzi słowa. Wieje od niego bogatym, ale oziębłym krewnym. Nad budynkiem sztabu partyzanckiego przelatuje nisko, spokojnie niemiecki Junkers, gdzieś na front. Za chwilę przychodzi komendant oddziału minerskiego. Oczy roześmiane, składa raport: "Skonfiskowaliśmy po raz czwarty linię kolejową"- Jeśli dobrze pamiętam — gdzieś na południowym Podlasiu. Dzielny oddział saperów już po raz czwarty wysadzał niemiecki pociąg wojskowy na tym samym odcinku. Tak wyglądała Lubelszczyzna w roku 1944."


Znamienne natomiast, że przez Bychawę przejeżdżali z "rękoma na "pepeszach"". To mówi wiele o sympatiach politycznych mieszkańców naszego miasteczka. 
Tak zresztą było na całej Lubelszczyźnie.
Warto zacytować fragment listu wspomnianej w tekście Anny Gadzalanki członka WRN z ramienia lewicy Stronnictwa Ludowego z dn. 23 lipca 1944 r.  do komendanta powiatowego AL Lublin, Jana Skrzypka ps."Kotwica": 
 „AK-owcy szykują się do objęcia Lublina i w dalszym ciągu... oszczędzają swoje siły do objęcia władzy... Nasza pozycja w Lublinie zła. W Bychawie to samo. Wydane są rozporządzenia do objęcia władzy... musimy przybliżyć się do Lublina."
Z tego listu wyłania się obraz zupełnie przeciwny do tego z opowieści Manugiewicza.
Kolejny raz potwierdza się teza, że zainstalowana przez sowietów władza miała szanse utrzymać się tylko dzięki bagnetom NKWD.



Tekst pochodzi z czasopisma "Życie Warszawy" z 22 lipca 1947 r.
Link do pełnego wydania:
http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/61907/00066922%20-%20%C5%BBycie%20Warszawy%201947%20nr%20199%20-%20BSejD95.pdf
Zdjęcie: Internet
Fragment listu: http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Rocznik_Lubelski/Rocznik_Lubelski-r1966-t9/Rocznik_Lubelski-r1966-t9-s353-369/Rocznik_Lubelski-r1966-t9-s353-369.pdf

środa, 17 czerwca 2020

Defilada partyzantów ulicami Bychawy w czerwcu 1944 r.

 W połowie czerwca Komenda Obwodu AK Lublin-Miasto zorganizowała w rejonie lasu Dąbrowa, Bychawy, Romanowa i Józwowa kilkudniowe polowe ćwiczenia oraz uroczystą promocję elewów Szkoły Podchorążych z Lublina, nad całością szkolenia czuwał oddział A. Sarkisowa „Szarugi”, kwaterujący wówczas w Józwowie.
Ćwiczenia zakończono publiczną defiladą w Bychawie.

Na zdjęciu partyzanci z oddziału "Szarugi"

Zachowała się relacja ówczesnego dyrektora bychawskiego szpitala, dr Tadeusza Zajączkowskiego, który w swoich wspomnieniach tak opisuje to wydarzenie:

 "Bychawa, dwudziestego czerwca 1944 roku.

(...)Nasze grupy leśne coraz zuchwalej pojawiają się za dnia na ulicach miasteczka. Uzbrojeni ludzie już się nie przemykają bocznymi uliczkami, lecz powoli, w poczuciu własnej wartości, chodzą po ulicach. Nie widać władzy niemieckiej, wydaje się, że jej nie ma już i w dzień. Któregoś ranka byliśmy bardzo rano świadkami poświęcenia w kościele sztandaru jakiegoś oddziału. Cała grupa umundurowanych ludzi stała w zwartym czworoboku w głównej nawie kościoła, a młody ksiądz celebrował mszę Św. Szczytem wszystkiego była jednak koncentracja sił zbrojnych Polski Podziemnej, zakończona defiladą przez ulice Bychawy. Cała ludność miasteczka wyległa. Byliśmy przyzwyczajeni do widoku grup partyzanckich, ale to, co zobaczyliśmy tego dnia, oszołomiło nas. Oglądaliśmy wielką rzecz. Szło liczne, doskonale uzbrojone polskie wojsko, spokojne, poważne, pełne poczucia godności.Szli i szli, młode ramiona uginały się pod nigdy niewidzianą jakąś fantastyczną bronią, mundury pochodzenia rosyjskiego, amerykańskiego, niemieckiego, a nam serca miękły jak wosk, gardło coś ściskało, a oczy przesyłały młodym ludziom ciepłe spojrzenia i mówiły, że jesteśmy z nich dumni i że jesteśmy z nimi związani nierozerwalną wspólnotą.(...)"

Drodzy mieszkańcy Bychawy, popytajcie swoich dziadków, może ktoś z nich jako dziecko oglądał tę defiladę? Jesteśmy bardzo ciekawi ich wspomnień.



Źródła:
"Wspomnienia”Tadeusz Zajączkowski Lublin 2015
Zdjęcie: źródło - Internet

niedziela, 14 czerwca 2020

Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady

Dziś, 14 czerwca 2020 r., przypada 80. rocznica pierwszej deportacji Polaków do Auschwitz. Obóz ten stworzony został z myślą o eksterminacji Polaków, i to właśnie Polacy byli jego pierwszymi więźniami. 
Warto o tym pamiętać, zwłaszcza dziś, kiedy próbuje się fałszować historię i umniejszać zbrodnie niemieckie popełnione na Polakach.

Niniejszy wpis jest hołdem dla wszystkich mieszkańców naszego regionu, którzy stracili zdrowie i życie w Niemieckich Obozach Koncentracyjnych.

Ks. Dominik Maj, późniejszy proboszcz bychawski. 
Urodzony w Rzeczycy Księżej 21.08.1908 r., święcenia kapłańskie przyjął w roku 1931.
Aresztowany 19 VI 1940 r., więziony w Tomaszowie Lubelski., w Zamościu od 20 VI 1940 r. i w Lublinie od 26 VI 1940 r.. Został osadzony w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen od 1 VII 1940 r.. Następnie przewieziony do Dachau od 14 XII 1940 r. - nr obozowy 22403. Wyzwolony 29 IV 1945 r.

Czyżewski Antoni
Urodzony 25 lipca 1908 r. w Bychawie. Z zawodu był kominiarzem. 
Do obozu Auschwitz przybył z transportem więźniów z lubelszczyzny  w dniu 9 stycznia 1941 r. Numer obozowy 8861. Dalsze losy nieznane.

Dudkiewicz Ignacy
Urodzony w Bychawie 28 stycznia 1895 r., z zawodu ogrodnik. Osadzony w obozie Auschwitz 6 kwietnia 1941 r. Numer obozowy 14444. Nie znamy jego dalszych losów.

Seweryn Frączek
Urodzony 5 stycznia 1915 r., w Bychawie. Z zawodu był inżynierem elektrykiem.
Początkowo uwięziony na Zamku Lubelskim, następnie przewieziony 14 października 1940 r. do Auschwitz, numer obozowy 5980. W późniejszym okresie przeniesiony do obozu Sachsenhausen, przeżył wojnę.
Seweryn Frączek
 Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Wesołowski Mieczysław

Urodzony 11 listopada 1911 r. w Bychawie. Z zawodu był prawnikiem.
W czasie studiów aktywnie działał w lubelskim kole Młodzieży Wszechpolskiej, w latach 1932-1934 pełnił funkcję jej prezesa w Lublinie. Udzielał się także w Bratniej Pomocy Studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Działał również w strukturach Obozu Wielkiej Polski, a następnie w Obozie Narodowo-Radykalnym. Po jego delegalizacji przez władze sanacyjne został członkiem Klubu Narodowego związanego z prorządowym Związkiem Młodych Narodowców.
Na przełomie lat 1936/1937 wraz z częścią działaczy przeszedł do Stronnictwa Narodowego. W lipcu 1938 r. został wiceprezesem koła lubelskiego-grodzkiego SN. Po wybuchu wojny wszedł w skład władz okręgowych Stronnictwa. W tym samym czasie stanął na czele Wydziału Organizacyjnego Narodowej Organizacji Wojskowej, konspiracyjnej organizacji Stronnictwa Narodowego.
Mieczysław Wesołowski został aresztowany przez Gestapo w czerwcu 1940 r. i osadzony na Zamku Lubelskim.

14 października 1941 r. przewieziony do Auschwitz, numer obozowy 21519.
Zamordowany 12 grudnia 1941 r.


Mieczysław Wesołowski
Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu
.


Stanisław Sójka
Członek Ochotniczej Straży Pożarnej w Bychawie. 
Aresztowany w czerwcu 1941 r. i osadzony na Zamku w Lublinie. Następnie wywieziony do KZ/KL Auschwitz. Zamordowany w 1941 r.

Żminda Tadeusz
Urodzony w Bychawie 14 października 1919 r. Z zawodu był rolnikiem.
Osadzony w Auschwitz 6 kwietnia 1941 r., numer obozowy 14880.
Zamordowany 20 lipca 1942 r.
Tadeusz Żminda
Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Jerzy Hanaj
Urodzony w Zakrzówku 29 listopada 1919 r. Przedwojenny harcerz, fotograf, syn bychawskiego fotografa Władysława Hanaja.
Osadzony w Auschwitz 6 kwietnia 1941 r., numer obozowy 14388.
Zamordowany 9 października 1941 r.

Mierzwa Kazimierz
Urodzony 26 lutego 1897 r. w Franciszkowie. Był kowalem na bychawskim Zadębiu. 
Wg. relacji Edwarda Styżeja został wydany w ręce Gestapo za przynależność do Armii Krajowej przez bychawskiego folksdojcza Franciszka Ciesielskiego.
Do Auschwitz przybył transportem z Lublina  6 kwietnia 1941 r., numer obozowy 14879.
Zginął prawdopodobnie rozstrzelany 28.10.1942 r. w KL Auschwitz (według dokumentacji SS 31.10.1942 r.).
Mierzwa Kazimierz
 Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.

Zabiegły Piotr
Urodzony w Gałęzowie 15 marca 1920 r. Z zawodu był szewcem.
Osadzony w KZ-Gedenkstätte Flossenbürg w dniu 9 stycznia 1941 r.
Zamordowany 17 września 1941 r.

Kowalski Jan
Urodzony ósmego sierpnia 1894 r. w Woli Gałęzowskiej. Z zawodu ślusarz.
Osadzony w Auschwitz 9 stycznia 1941 r. Numer obozowy 8705.
Zamordowany 23 lutego 1941 r.

Krzemianowski Józef
Urodzony 7 lutego 1896 r. w Woli Gałęzowskiej. Z zawodu rolnik.
Osadzony w Auschwitz 18 kwietnia 1942 r., numer obozowy 30856.
Zamordowany 23 lipca 1942 r. w KL Mauthausen.
Krzemianowski Józef
Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimi
u
Walczak Aleksander
Urodzony 16 lipca 1892 r. w Woli Gałęzowskiej. Z zawodu rolnik.
Osadzony w Auschwitz 24 maja 1941 r., numer obozowy 16088.
Dalsze losy nieznane.

Goljan Stanisław
Urodzony 11 marca 1898 r. w Bychawce. Przedwojenny oficer Wojska Polskiego.
Osadzony w Auschwitz 24 maja 1941 r., numer obozowy 16037.
Zamordowany 30 listopada 1941 r. w KL Auschwitz.

Klimek Feliks
Urodzony w Bychawce 27 grudnia 1911 r. Zawód: robotnik rolny.
Podczas kampanii wrześniowej służył w stopniu kaprala w 50 Pułku Strzelców Kresowych.
Dostał się do niewoli, przebywał Stalagu XX-A , nr jeńca 20471. Wrócił do kraju.
Osadzony w KL Auschwitz 30 lipca 1941 r., numer obozowy 19662.
Zamordowany 7 listopada 1941 r.

Piwnicki Tadeusz
Urodzony 26 sierpnia1908 r. w Bychawce. Z zawodu rolnik.
Osadzony w KL Auschwitz 30 lipca 1941 r., numer obozowy 19853.
Zamordowany 1 listopada 1941 r.
Piwnicki Tadeusz
 Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.
Sójka Stanisław
Urodzony w Bychawce B 6 grudnia 1919 r. Z zawodu był robotnikiem rolnym.
Osadzony w KL Auschwitz 30 lipca 1940 r., numer obozowy 19661.
Zamordowany 7 listopada 1941 r.

Marciniak-Budziszewska Janina

Urodziła się 12 sierpnia 1924 r. w Bychawie. Przed wojną uczęszczała do gimnazjum w Lublinie. Gestapo aresztowało ją w maju 1941 r. w związku ze śledztwem jej brata na Zamku Lubelskim. Wywieziona Sondertransportem 21.09.1941 do KL Ravensbruck stała się nr. 7910. W lagrze kontynuowała naukę na tajnych kompletach w zakresie IV klasy szkoły gimnazjalnej i liceum. Pracowała w warsztatach obozowych przy słomie na rzecz wojska. Operowana doświadczalnie trzykrotnie ( 28.12.1942, 14.01.1943. 15.03.1943). Były to operacje kostne. Na obu nogach pozostały trwałe blizny ,a zdjęcia Rtg wykazały widoczne zmiany kostne. W wyniku próby likwidacji przez władze obozu „królików” ukrywała się pod podłogą baraku. W lutym 1945 pod fałszywym nazwiskiem i numerem wyjechała w transporcie do obozu Neustad-Glewe. Wolność odzyskała 3.05.1945. W 1946 rozpoczęła studia na Akademii Medycznej w Warszawie na wydziale stomatologii i prze wiele lat pracowała w zawodzie. Zmarła nagle podczas wizyty w Nowym Jorku w 1981 r.



To tylko niewielka część biogramów Polaków zmordowanych przez Niemców w obozach koncentracyjnych. Zauważcie, że lista ta obejmuje prawie wyłącznie więźniów KL  Auschwitz, a przecież Niemieckich obozów było nieporównanie więcej. 
Obiecujemy, że lista ta będzie uzupełniana w miarę docierania do nowych informacji.

Krótkie, suche notki biograficzne - jakiż ogrom tragedii, bólu i cierpienia naszych rodaków i ich rodzin w sobie kryją. Ojcowie, matki, synowie, córki, siostry i bracia - nie dane im było wrócić do rodzinnych domów.
Pamiętajmy o nich w tym szczególnym dniu.




środa, 6 maja 2020

Świadectwo o poruczniku Józefie Kukule

Niezwykle ciekawa rozmowa z p. Ludwiką Kukułą, żoną kpt. Józefa Kukuły ps. Derwisz, Kurek, komendanta Rejonu V (Bychawa) w Obwodzie Lublin - Powiat. Funkcję tę pełnił do czasu aresztowania 20 października 1944 roku przez NKWD w majątku Rostworowskich w Gałęzowie. Po nieudanej próbie odbicia z bychawskiego aresztu przez swoich podkomendnych, wywieziony do Lublina, więziony na Zamku Lubelskim. Skazany wyrokiem sądu wojskowego Garnizonu Lublin pod przewodnictwem por. Wiktora Leszka z dnia 5 grudnia 1944 r., wyrok zatwierdził 11 grudnia sowiecki poplecznik i zdrajca gen. Karol Świerczewski ps. Walter.


orzeł

Zapis rozmowy z panią Ludwiką Kukułą, wdową po Józefie Kukule, komendancie V rejonu Armii Krajowej w obwodzie Lublin - powiat, obejmującego gminy Bychawa, Chodel, Niedrzwica i Piotrowice opublikował portal zaraszow.pl.


Żródło maszynopisu: https://osa.archiwa.org/serie/PL_1001_AW_I_0427

Oryginalny zapis rozmowy do ściągnięcia tutaj lub do poczytania na naszej stronie:

poniedziałek, 4 maja 2020

CICHOCIEMNI NA BYCHAWSKIEJ ZIEMI C.D.

Operacja WELLER 26 - drugi zrzut cichociemnych na naszym terenie miał miejsce w nocy z 4 na 5 maja 1944 r.


Na placówkę odbiorczą: "Szczur" w okolicach miejscowości Wola Gałęzowska k. Bychawy, 31 km od Janowa Lubelskiego zrzucono cichociemnych z ekipy L:

Por. Alfred Whitehead ps. Dolina 2
Por. Jan Walter ps. Cyrkiel
Ppor. Andrzej Prus-Bogusławski ps. Pancerz
Ppor. Adam Krasiński ps. Szczur
Plut. pchor. Józef Zając ps. Kolanko
Pchor. Adam Dąbrowski ps. Puti

Por. Alfred Whitehead ps. Dolina 2 Por. Jan Walter ps. Cyrkiel Ppor. Andrzej Prus-Bogusławski ps. Pancerz
Ppor. Adam Krasiński ps. Szczur Plut. pchor. Józef Zając ps. Kolanko Pchor. Adam Dąbrowski ps. Puti

Skoczkowie zostali zrzuceni po dwóch, w trzech nalotach na placówkę, co dwie minuty poczynając od godz. 00.12.
W czwartym nalocie na placówkę, o godz. 00.18 zrzucono dwanaście zasobników oraz sześć paczek.
Po godzinie nadleciał drugi samolot i zrzucił na placówkę dziewięć zasobników oraz dwanaście paczek, w godz. 01.28 – 01.36.
Cała operacja trwała półtorej godziny.

Miejsca zrzutów w/g J.R. Krzyżanowskiego "U Szarugi"

Start samolotów z lotniska: Campo Casale, Brindisi
„Liberator” z którego zrzucono skoczków lądował w bazie o godz. 05.15, po 9 godzinach 35 minutach lotu. Drugi samolot, „Halifax” lądował szczęśliwie w bazie po locie trwającym dziesięć godzin 20 minut.

Liberator Halifax

Samolot: Liberator BZ-965 „S” (1586 Eskadra PAF)
Dowódca operacji lotniczej: S/L Józef Gryglewicz
Załoga samolotu:
pilot – F/L Zbigniew Szostak,
pilot – P/O Jacek Błocki,
nawigator – F/L Kazimierz Wünsche,
nawigator – S/L Józef Gryglewicz,
radiotelegrafista – F/S Józef Witek,
mechanik pokładowy – Sgt. Stanisław Wileniec,
strzelec – F/S Stanisław Malczyk,
despatcher – F/S Stanisław Jarecki

Oddział przyjmujący: oddział partyzancki AK dowodzony przez ppor. Aleksandra Sarkisowa ps. "Szaruga".


Członek oddziału zrzutowego Jerzy.R. Krzyżanowski ps "Szpic" tak wspomina ten zrzut w swojej książce "U Szarugi":

"Ten zrzut odbieraliśmy pod Wolą Gałęzowską, jakieś trzydzieści kilometrów na południe od Lublina. Noc była tak niezwykle piękna jak zdarzyć się to może raz, może dwa razy w życiu – wysoki, pełny księżyc na wielkim i jasnym od gwiazd niebie, lśniąca rosą polana zanosząca się śpiewem słowików, wokół milczący las i nasze wozy ukryte pod drzewami. I na tle tej bajkowej nocy narastający odgłos lotniczych motorów wydał się niemal okrutnym zakłóceniem jej spokoju, choć dla nas był to dźwięk najważniejszy, na który czekaliśmy od dawna, na tym bowiem polegała nasza służba.
Skierowaliśmy w to nagle ożywione niebo światełka sygnałowych latarek, ogromny, czarno-srebrny Liberator, który wyskoczył znad najbliższych drzew, odpowiedział porozumiewawczym błyśnięciem spod kadłuba, po chwili pojawił się znowu, tym razem nieco już wolniej, i nagle sypnął rozwijającymi się czaszami spadochronów, głucho uderzyły o ziemię ciężkie kontenery, wychynęły nad wysoką trawę zgarbione sylwetki ludzi, ku którym pobiegliśmy wykrzykując umówione na tę noc hasło...."

Materiał zaczerpnięty ze stron:
www.elitadywersji.org
zaporczycy.com.pl/
oraz: Jerzy R. Krzyżanowski "Szpic" - "U Szarugi"

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Cichociemni - operacja WELLER 21


76 lat temu w nocy z czwartku na piątek 27/28 kwietnia na polach na północny-zachód od Bychawy miała miejsce operacja lotnicza WELLER 21



... WYWALCZ WOLNOŚĆ LUB ZGIŃ ...

W sezonie operacyjnym "Riposta", na placówkę odbiorczą "Koza" w okolicach miejscowości Bychawka, Bystrzyca, 18 km od Lublina z samolotu Liberator EV-978 „R” zostali zrzuceni cichociemni z ekipy XLVII:

Ppłk. Jan Biały ps. Kadłub
Kpt. Jerzy Iszkowski ps. Orczyk
Kpt. Bronisław Lewkowicz ps. Kurs
Por. Edmund Marynowski ps. Sejm

Ppłk. Jan Biały ps. Kadłub Kpt. Jerzy Iszkowski ps. Orczyk Kpt. Bronisław Lewkowicz ps. Kurs Por. Edmund Marynowski ps. Sejm

Skoczkowie przerzucili m.in. 360 tys. dolarów oraz 10,8 tys. dolarów w złocie na potrzeby AK.
Zrzucono także dwanaście zasobników oraz sześć paczek, wraz ze skoczkami w trzech nalotach na placówkę odbiorczą od godz. 01.15.


Dziesięć minut wcześniej z drugiego samolotu – Halifaxa JP-171 „P” – zrzucono dziewięć zasobników oraz dwanaście paczek w trzech nalotach w godz. 00.57 – 01.05.


Start samolotów z lotniska: Campo Casale nieopodal Brindisi

Oba samoloty szczęśliwie powróciły do bazy, po locie trwającym (odpowiednio) dziewięć godzin i 40 minut oraz 9 godzin i 45 minut.

Samolot: Liberator EV-978 „R” (1586 Eskadra PAF)
Dowódca operacji lotniczej: W/O Stanisław Kłosowski
Załoga samolotu:
pilot – W/O Stanisław Kłosowski,
pilot – F/L Zygmunt Radecki,
nawigator – S/L Stanisław Król,
radiotelegrafista – W/O Henryk Ptasiewicz,
mechanik pokładowy – Sgt. Stanisław Masłoń,
strzelec – F/S Janusz Barcz,
despatcher – W/O Józef Chodyra,

Zrzut przyjmował oddział partyzancki ppor. Aleksandra Sarkisowa ps. "Szaruga" oraz oddział Batalionów Chłopskich z placówki terenowej Bychawka.


Materiał zaczerpnięty ze stron:
www.elitadywersji.org
zaporczycy.com.pl/

poniedziałek, 2 marca 2020

1 marca - Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”

Żołnierze wyklęci, żołnierze niezłomni, powstańcy antykomunistyczni - te określenia od kilku lat towarzyszą nam, szczególnie 1 marca. Tego dnia obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Tak po latach oddajemy należny hołd tym, którzy nie pogodzili się z faktem, że powojenna Polska nie będzie krajem wolnym i niepodległym.
Za tę postawę z rąk komunistycznej władzy spotkały ich prześladowania, więzienie, często śmierć. Spotkała ich także infamia - przez niemal pół wieku publicznie nazywano ich bandytami. Dokładnie tak samo w latach wojny Niemcy określali polskie podziemie... „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. (...) My walczymy za świętą sprawę, za wolną, niezależną, sprawiedliwą i prawdziwie demokratyczną Polskę!" - pisał w 1946 r. mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka".

Dziś już nie bandyci, a żołnierze, już nie bandy, a oddziały, już nie hersztowie, a dowódcy. W wolnej Polsce pamiętajmy o tych, którzy tej wolności pragnęli.


***

Strażnicy Pamięci Ziemi Bychawskiej wzięli udział w Lubelskim Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który już po raz dziewiąty przeszedł ulicami Lublina. Wzięło w nim udział kilka tysięcy osób. Wydarzenie jest coroczną inicjatywą upamiętniającą polskich żołnierzy, którzy po II Wojnie Światowej nie złożyli broni i podjęli walkę z nowym okupantem.

Uczestnicy po godzinie 17 wyruszyli z placu Litewskiego, następnie deptakiem i przez Stare Miasto doszli na plac Zamkowy. Wydarzeniu towarzyszyło hasło: „Wspólnie oddajmy hołd niezłomnym Bohaterom!”.

Organizatorem IX Lubelskiego Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych był Społeczny Komitet Obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.































Zdjęcia dzięki:


Relacja na stronie Radia Lublin:

Relacja na stronie lublin112.pl: