profilki

sobota, 23 listopada 2019

Wincenty Jankowski z Józwowa - zamordowany przez oddział "Cienia" z AL

Zgodnie z obietnicą, opowieści o grobowcu Kowerskich ciąg dalszy.
Chciałabym przybliżyć wam postać Wincentego Jankowskiego, ostatniego właściciela majątku Józwów. 

Jak głosi miejscowa legenda, Wincenty Jankowski należał do Armii Krajowej, a z całą pewnością brał udział w tajnej organizacji "Tarcza", "Uprawa", która powstała w roku 1940 i wspierała finansowo i materialnie najpierw ZWZ, a następnie AK. 

Na potwierdzenie przytoczę treść listu Stefana Dembego opublikowanego w „Biuletynie Ziemiańskim PTZ” nr 2/6, który napisał co następuje: „Wincenty Jankowski i Józef Ubogorski  zamordowani 23.02.1944 r. w majątku Józwów koło Bychawy przez bandę AL »Cienia« (»Przepiórki«) nie byli członkami AK, oczywiście sympatyzując i udzielając wsparcia AK, natomiast mój wuj (W. Jankowski) był członkiem »Uprawy« i łożył duże sumy i pomoc rzeczową za pośrednictwem pana Kochanowskiego z majątku Łopiennik”.

Już we wrześniu 1939 r. dwory szły z pomocą uchodźcom najpierw z zachodu, a później ze wschodu. Zaraz po wkroczeniu Niemców ukrywały oficerów, którzy uniknęli niewoli i pomagały przedzierającym się na Węgry.  W pierwszych latach okupacji do podopiecznych dworów dochodzili wysiedleńcy z zachodu i rodziny wojskowych, a później ukrywający się przed aresztowaniem lub wywózką na przymusowe roboty do Niemiec. Należy dodać, że wszyscy ukrywający się mieli we dworach zapewniony nie tylko dach nad głową i wyżywienie, ale również najczęściej fikcyjne zatrudnienie, chroniące od wywózki na roboty. Później dochodzili do tego Żydzi, rekonwalescenci z obozów i więzień oraz coraz częściej chorzy, ranni i urlopowani partyzanci. W miarę powstawania oddziałów leśnych AK, rozwijała się szeroko pojęta współpraca, a przede wszystkim zaopatrywanie w żywność, obrok dla koni i w miarę potrzeby podwody. W części dworów było organizowane tajne nauczanie, kursy sanitarne oraz punkty gromadzenia leków i środków opatrunkowych. Były również działania o charakterze bardziej lokalnym, jak przykładowo pomoc krakowskim profesorom, akcja „Dzieci Zamojszczyzny” i wiele innych.
Uczestnikami organizacji "Uprawa" byli głównie ziemianie, a dokładniej biorąc właściciele i dzierżawcy majątków ziemskich oraz pewna liczba właścicieli zakładów przemysłowych*. Szacuje się, że „Uprawa” skupiała co najmniej 90% ziemian w granicach Generalnej Guberni, z których znaczna część należała równolegle do ZWZ/AK. 

Struktura organizacyjna „Uprawy” obejmowała kierownictwo w Warszawie, które sprawował jednoosobowo Roman Lasocki ps. „Prezes”, oraz przedstawicieli okręgowych działających na obszarach odpowiadających zasadniczo okręgom AK. Roman Lasocki utrzymywał kontakty z KG AK przez wyznaczonego do współpracy szefa Oddziału IV KG AK (Kwatermistrzostwo) płk. dypl. Zygmunta Makowskiego ps. „Denhoff”. Przedstawiciele okręgów współdziałali z komendantami okręgów AK, natomiast wyznaczeni przez przedstawicieli okręgowych przedstawiciele terenowi, w liczbie 6–10 na okręg, współdziałali z komendantami inspektoratów i obwodów AK. Przedstawiciele terenowi kontaktowali się bezpośrednio z ziemianami uczestniczącymi w „Uprawie” w majątkach przydzielonych przez przedstawiciela okręgowego. Wszystkich uczestników „Uprawy” obowiązywała przysięga, tzw. „system trójkowy”. Polegał on na tym, że jeden uczestnik mógł kontaktować się najwyżej z dwoma kolejnymi. O skuteczności konspiracyjnej świadczy fakt, że, „Uprawa” jako taka nigdy nie została rozpracowana, nie tylko przez Gestapo, ale również przez NKWD, SMIERSZ i rodzimą „Bezpiekę”.

W wielkim skrócie - Wincenty Jankowski był cichym bohaterem i wielkim patriotą, który pozostając w cieniu, łożył ogromne sumy na działalność zbrojną podziemia. Oprócz tego, służył wszelką pomocą oddziałom NSZ i AK operującym w okolicach Bychawy.

23 lutego na jego majątek Józwów napadł oddział Armii Ludowej dowodzony Bolesława Kaźmieraka "Cienia".
Na terenie Lubelszczyzny, tak jak w całym kraju, partyzantka AL nie była ani liczna, ani dobrze wyszkolona. Składała się głównie z synów wiejskiego proletariatu, często z kryminalną przeszłością w II RP, którzy dzięki wojennej zawierusze chcieli powiększyć swój stan posiadania.
Dowodzili nimi ludzie o równie niskim poziomie moralnym, i nie inaczej było w przypadku "Cienia".
Był to znany w okolicy bandyta, lista jego przestępstw jest długa. Pochodził z Zakrzówka, wsi sprzyjającej raczej AK, na którą z upodobaniem regularnie napadał.
Oto fragmenty raportów podziemia:
„W dniu 18.II.44 o godz. 16 weszła do Zakrzówka banda [PPR] licząca 200 osób. Rabowali po domach, a lepsze obuwie i odzież zdzierali z ludzi na ulicach. Na zapytanie poszkodowanych, dlaczego tak robią, odpowiedzieli „my za was giniemy”. Z apteki zabrali sporo medykamentów”.
         "29 lutego 1944 r. porwał miejscowego lekarza Jana Kołtuna 
         i farmaceutę Bronisława Górnickiego (obaj byli powiązani
         z AK). Mieszkańcy Zakrzówka wykupili zakładników od 
         cieniowców za 100 tys. zł."

Czego chciał "Cień" od Jankowskiego?
Rabowanie dworów przez oddziały AL było nagminne, a ten dwór był szczególny, był przystanią dla okolicznych oddziałów zarówno Armii Krajowej, jak i NSZ.
W wielu przypadkach napady organizowane przez Armię Ludową miały na celu zastraszenie ziemian i całkowite wyniszczenie majątków.

Konstanty Roztworowski tak we wspomnieniach opisuje napad na dwór swojego wuja, Wincentego Jankowskiego:
[...] dwór został otoczony przez oddział Armii Ludowej. Dowódca, „Przepiórka”, kazał zgromadzić się rodzinie i domownikom w salonie. Najpierw bili rządcę kawałkami nóg od krzeseł. [...] o północy rozbili mu czaszkę i z tą chwila wyzionął ducha. Następnie zabrali wuja. Powtórzyła się ta sama operacja. Zginął on pod razami uderzeń około trzeciej nad ranem. To wszystko musiała oglądać ciocia, jej dzieci i domownicy. [...] 
Rządca majątku nazywał się Józef Ubogórski, był wtajemniczony w sprawy organizacji "Uprawa" i współdziałał z Wincentym Jankowskim w zakresie organizowania pomocy dla oddziałów partyzanckich.
Bandyci "Cienia" uprowadzili też, a potem zastrzelili jednego z fornali wcześniej doszczętnie rabując majątek.

Zachowała się także relacja partyzantów "Nerwy": Jana Onoszko "Jacyna" i Czesława Linkowskiego "Tom I":
"Przełom stycznia – lutego 1944 r. W trakcie wykonywania zadania polegającego na ochronie narady dowódców A.K. oddział poderwany zostaje do alarmu z powodu napadu bandyckiego na majątek Józwów. Po przybyciu na miejsce stwierdzamy, że właściciel domu /akowiec/ został zabity. Z relacji żony zabitego dowiadujemy się, że mordu dokonał przy pomocy nogi od krzesła „Cień” z A.L.-u żądając wydania mu broni. W mieszkaniu widać ślady rabunku i zniszczeń /rozbity fortepian/ oraz libacji. Pomoc była spóźniona, próbowaliśmy zrobić zasadzkę na „Cienia”, ale nie pokazał się w okolicy. Byliśmy świadkami mordu bratobójczego, mordów takich dopuścił się „Cień” kilku. Po wielu latach jeden z dowódców AL. pisał na lamach gazety wrocławskiej, że władze AL rozważały możliwość rozwiązania oddziału „Cienia” jako bandyckiego, ale do tego nie doszło."

Po tej tragedii rodzina opuściła majątek, jak wielu innych lubelskich ziemian, bojąc się o swoje życie.
Opustoszały dwór aż do lipca 1944 był bazą partyzantów "Szarugi".

Wincenty Jankowski i jego rządca Józef Ubogórski zostali pochowani na bychawskim cmentarzu.

Po wojnie Tadeusz Bór-Komorowski jednoznacznie ocenił zasługi "Uprawy": Gdyby nie "Uprawa" – "Tarcza" Armia Krajowa nie mogłaby była spełnić wielu swoich zasadniczych zadań [...] opieka "Tarczy" uchroniła od głodu, demoralizacji i rabunku wiele oddziałów partyzanckich powstających jak grzyby po deszczu po 1943 roku.

Przechodząc cmentarną aleją wspomnijcie czasem o panu Jankowskim i panu Ubogórskim. 

Bychawa ma wielu bohaterów, a oni bez wątpienia się do nich zaliczają.
Przez całą okupację organizowali pomoc dla podziemia niepodległościowego, zarówno materialną jak i finansową, za co zginęli z rąk oprawców z Armii Ludowej.

Gdybyście chcieli się dowiedzieć więcej o zbrodniach Kaźmieraka "Cienia", zostawiam link do ciekawego artykułu: 

piątek, 15 listopada 2019

O życiu w Bychawie podczas okupacji opowiada pani Józefa Seliga.

O życiu codziennym podczas okupacji, niemieckim zbrodniarzu Tomke, jego ukraińskich pomocnikach oraz zagładzie bychawskich żydów opowiada pani Józefa Seliga, która wtedy była 12-letnią dziewczynką. 
Na mnie ta opowieść wywarła ogromne wrażenie. Warto obejrzeć.



Film dostępny dzięki uprzejmości Jeff and Toby Herr Foundation https://collections.ushmm.org/search/catalog/irn510372
:

czwartek, 14 listopada 2019

Legionista Krzysztof Antoni Kowerski. Obrońca Polskiego Lwowa.

Przechodzicie koło niego często, pewnie nawet nie zastanawiając się, kto w nim spoczywa.
Może nawet zauważyliście przy okazji Święta Wszystkich Świętych, że popadł w ruinę, że coraz więcej tynku odpada, ale poszliście dalej, wzruszając ramionami, w końcu jest stary i mało kto pamięta ludzi, których imiona i nazwiska wyryte są na skromnej, cementowej tablicy.


Dlatego postanowiłam napisać ten artykuł – żebyście pamiętali, że w tym grobowcu, oprócz ludzi bardzo zasłużonych dla regionu, spoczywa dwóch patriotów, którzy za Polskę oddali życie

Dziś będzie o pierwszym z nich, bo doszłam do wniosku że obaj zasługują na osobne wpisy.
Czy wiecie, że w tym starym, zapomnianym grobowcu Kowerskich spoczywa legionista Krzysztof Kowerski, służący w słynnym pułku Ułanów Krechowieckich, który zginął broniąc przed ukraińcami polskiego Lwowa?

Legionista Krzysztof Antoni Kowerski.


Urodził się w 20 lipca 1898 r. w Józwowie jako pierworodny syn Stanisława Józefa Kamila Kowerskiego herbu Białynia i Marii Popiel.

Wcześnie został osierocony przez matkę, początkowo Krzysztofa i jego młodszego brata Grzegorza wychowywała babka ze strony ojca, Zofia z Przewłockich Kowerską.
Wkrótce ojciec Krzysztofa ożenił się powtórnie z Marią z Horodyńskich, i to ona zajęła się wychowaniem chłopców. Jako ciekawostkę podam fakt, że z tego związku narodził się Andrzej Kowerski, przyrodni brat Krzysztofa i Grzegorza, późniejszy agent Jej Królewskiej Mości.
Krzysztof uczył się w Szkole Lubelskiej od 3 września 1915 roku do 1917 roku (matura). Jak wielu uczniów tej szkoły należał do drużyny harcerskiej i działał w tajnej organizacji wojskowej. W 1917 r. podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Krzysztof we wspomnieniach rodziny był chłopcem delikatnym, bardzo lubianym w towarzystwie, zdolnym i pracowitym. Był bardzo rodzinny, szczególnie ciepłe stosunki łączyły go z babką ze strony matki, Marią z Zamoyskich Pawłową.
Jednak zawsze na pierwszym miejscu była Ojczyzna.
W chwili wybuchu wojny polsko-bolszewickiej młodzież szkolna i akademicka ponownie zasiliła szeregi wojska.
Krzysztof Kowerski na początku 1920 r. zgłosił się na ochotnika na front i dostał przydział do szwadronu karabinów maszynowych 1. Pułku Ułanów Krechowieckich.
Pułk, w którym służył, od grudnia 1918 r. do sierpnia 1919 r. brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, wsławiając się w obronie Gródka Jagiellońskiego, umożliwiając tym samym odsiecz Lwowa. Pułk przybrał nazwę I Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego w kwietniu 1919 r., zatem tuż po śmierci Krzysztofa Kowerskiego.
Waleczność żołnierzy tego pułku doceniona została przez dowództwo naczelne Wojsk Polskich. Przypuszczalnie jeszcze przed śmiercią Krzysztofa dotarł na front Rozkaz Nr Szt. Gen.109 W-wa z dnia 19 marca 1919 r., podpisany przez Józefa Piłsudskiego, w którym dziękuje on oficerom i żołnierzom za męstwo na polu walki.
Od dnia 20 marca 1919 r. polska kontrofensywa gen. Wacława Iwaszkiewicza przełamywała front ukraiński, przywracając łączność ze Lwowem. Generał Iwaszkiewicz dowodził od 14 marca 1919 r. siłami wojsk rzuconych na ratunek oblężonego przez Ukraińców Lwowa.
21 marca 1919 r. Ukraińcy atakowali wieś Wiekopole, pomiędzy Janowem a Mszaną.
Przed świtem szwadron, w którym służył Krzysztof Kowerski musiał ustawić na odsłoniętym wzgórzu karabin maszynowy, którego ogień dałby osłonę podczas wyprowadzania Polskiego kontrataku. Do wykonania tego zadania zgłosili się: plutonowy Józef Dębiński, Izydor Kwieciński, Jan Strzyż, Krzysztof Kowerski i Bolesław Jazgar.
Ukraińcy silnym ogniem uniemożliwiali ustawienie karabinu. Pierwszy skoczył plutonowy Dębiński, lecz ledwo zaczął ustawiać karabin, gdy dosięgła go ukraińska kula. Skończyć zadanie usiłowali kolejno Kwieciński i Strzyż, lecz oni również padli ranni. Strzyż chcąc ostrzec Kowerskiego, krzyczał do niego: „Padnij, tam śmierć!”,
jednak Krzysztof postanowił dokończyć zadanie. Udało mu się doskoczyć do karabinu, zdołał go ustawić i puścić pierwszą serię, gdy i jego dosięgła kula. Otrzymał postrzał w głowę i osunął się na ziemię. Zadanie ostatecznie wykonał ostatni z piątki, Jazgar, któremu udało się szczęsliwie dobiec do karabinu. Natychmiast zaczął ostrzeliwać pozycje ukraińców..
Wtedy porucznik Karol Żeleński mógł wreszcie poderwać naszych żołnierzy do ataku.
W wyniku tego kontruderzenia Ukraińcy zostali odparci, jednak dopiero w południe udało się zabrać rannych z pola bitwy.
Krzysztof Kowerski żył jeszcze kilkanaście godzin, zmarł w wyniku odniesionej rany w szpitalu polowym w Gródku Jagiellońskim.
Jego zwłoki z honorami wojskowymi przeprowadzono 24 marca 1919r na kolej, celem przewiezienia do grobu rodzinnego w Bychawie.
W „Ziemi Lubelskiej” z 19 kwietnia 1919 r. ukazał się jego nekrolog Kowerskiego.


W zasobach Biblioteki Narodowej w Warszawie zachowało się  Wspomnienie pośmiertne, wydane nakładem rodziny w Krakowie w dniu 29 marca 1919 r.

Większość informacji w powyższym wpisie pochodzi właśnie z tego opracowania.
Poniżej skany tej książeczki.


 
 
 
 
 

sobota, 9 listopada 2019

Rodem z Bychawy, Kawaler Orderu Virtuti Militari, podporucznik obserwator Władysław Ciechoński.

Wyczyny naszych wspaniałych pilotów podczas drugiej wojny światowej są nam dobrze znane, ale czy zastanawialiście się kiedyś, kto był przed nimi? Na kogo patrzyli z zachwytem, z nabożnym podziwem, obserwując powietrzne akrobacje, marząc o tym, aby móc także zasiąść za sterami samolotu?

W czasie I Wojny Światowej, zwanej wtedy Wielką Wojną, lotnictwo wojskowe dopiero raczkowało.


Dzieje polskich sił powietrznych zaczynają się z końcem I wojny światowej. Istniało wtedy kilka naszych eskadr w Rosji oraz we Francji – w osławionej Armii Hallera. 
Wiosną 1919 roku do składu błękitnej armii włączono francuską 39 Eskadrę Breguetów, wyposażoną w Breguety XIV A2, jedne z najlepszych samolotów tamtego okresu. Jednostka ta przybyła wraz z Błękitną Armią do Polski, następnie została przemianowana na 16 Eskadrę Wywiadowczą. 
Właśnie do owej 16 eskadry wywiadowczej trafił nasz rodak.

Podchorąży obserwator Władysław Ciechoński
Władysław Ciechoński urodził 4 marca 1898 r. w Bychawie, jako syn Władysława i Sabiny z Padzińskich.
Ukończył średnią Handlową Szkołę Męską w Lublinie. 
Przed wybuchem I Wojny Światowej działał w organizacjach niepodległościowych, a po utworzeniu Polskiej Organizacji Wojskowej wszedł w jej skład i brał udział w wielu akcjach zbrojnych.
Pod koniec wojny został aresztowany przez Austriaków i skazany na 3 lata ciężkiego więzienia.
Po rozbrojeniu Austriaków i odzyskaniu wolności natychmiast zgłosił się do Wojska Polskiego (12.11.1918r). 
Przydzielony został do 39 Eskadry Breguetów (późniejsza 16 Eskadra Wywiadowcza).
16 grudnia 1918 roku na Polu Mokotowskim w Warszawie uroczystą przysięgę na wierność Rzeczypospolitej złożyło 36 lotników. Wśród nich Władysław Ciechoński.

Przysięga lotników na Polach Mokotowskich
Następnie wysłany został do Szkoły Obserwatorów Lotniczych w Warszawie, a po jej ukończeniu, w lutym 1920 roku na ochotnika zgłosił się na front.
Władysław Ciechoński podczas działań wojennych wyróżniał się dużą aktywnością bojową.
Trzeba też pamiętać, że większość samolotów była samolotami obserwacyjnymi, i prowadzenie ognia zależało od inwencji obserwatora.
Poniżej lista działań bojowych podchorążego Ciechońskiego:

W trakcie dwóch lotów bojowych w dniu 30.05.1920 r. dokonał bombardowania statków pancernych oraz uniemożliwił przeprawę sił nieprzyjaciela przez rzeką Dniepr.

Dnia 2.06.1920 r. brał udział w bombardowaniu pociągów pancernych w okolicy Boryspola. Jeden z pociągów otrzymał bezpośrednie trafienie i został poważnie uszkodzony. Ponadto tego dnia ostrzelał ogniem k.m. oddziały bolszewickie.
W trakcie tej akcji jego samolot został kilkukrotnie trafiony.

Podczas jednego z lotów (1.06.1920 r.) wywiadowczych obs. Ciechoński zrzucił trzy bomby na wrogą jazdę, wskutek czego 19 jeźdźców zostało zabitych, a znaczna część uciekająca w popłochu została przechwycona przez jazdę polską.

W dniu 7.06.1920 r. w trakcie zwiadu po Dnieprze wykrył baterię bolszewicką, które celnie zbombardował. Podczas tego lotu nawiązał 30 minutową walkę z nieprzyjacielską jazdą, na którą polska załoga zrzuciła bomby i ostrzelała kawalerzystów ze wszystkich trzech k.m.

Dnia 10.06.1920 r. zbombardował statki pancerne na Dnieprze oraz tabory i oddziały bolszewickie w rejonie Faustowa.

12.08.1920 r. dowódca 16 eskadry ppor. pil. Franciszek Rudnicki wraz z obserwatorem pchor. Władysławem Cichońskim wykonywali w rejonie Tłuszcza koło Warszawy misję zbadania terenów kolejowych na linii Warszawa – Tłuszcz – Łochów samolotem Breguet 10.4.
Kilka kilometrów na wschód od Tłuszcza pchor. Ciechoński ostrzelał dwie dywizje bolszewickie z taborami. Wrogowie odpowiedzieli ogniem. W trakcie walki raniony został Rudnicki. Bolszewicy trafili pociskami w silnik, śmigło, kadłub i skrzydła samolotu. Rudnicki skierował się na zachód, wylądował 500 metrów od Tłuszcza. Tuż przed lądowaniem pilot zauważył, że w kadłubie leży zabity Ciechoński – podchorąży otrzymał pięć kul, w tym jedną w serce.
Po wylądowaniu w Tłuszczu, odesłano do Warszawy ciało Władysława Ciechońskiego .
Samolot Breguet został zdemontowany przez załogę walczącego pod Tłuszczem pociągu pancernego „Mściciel”i zabrany do stolicy.
Podchorąży Władysław Ciechoński został pośmiertnie awansowany na podporucznika i odznaczony Krzyzem Virtuti Militari kl. V i Polową Odznaką Obserwatora .
W chwili śmierci miał tylko 22 lata.

Działania lotnictwa w czasie wojny polsko-bolszewickiej pozwoliły na rozpoznanie ruchów armii Tuchaczewskiego i Budionnego. Umożliwiły także skuteczny manewr wojsk polskich i stworzyły warunki sprzyjające podjęciu kontrofensywy, przyczyniając się do sukcesu Bitwy Warszawskiej i wyparcia bolszewików z kraju – zdarzenia tak nieoczekiwanego, że w polskiej pamięci zbiorowej zyskało miano Cudu nad Wisłą

O cudzie nad Wisłą słyszał chyba każdy, a kto z was słyszał o bohaterskich polskich lotnikach, którzy z narażeniem życia zbierali informacje o ruchach wojsk rosyjskich i wspierali naszych żołnierzy z powietrza?
Jestem pewna że niewielu. Już komuniści dopilnowali, żeby pamięć o bohaterach walczących z bolszewikami nie była kultywowana.


Władysław Ciechoński został pochowany na Cmentarzu Komunalnym na Powązkach w kwaterze A11, rząd VII, grób nr 6. Gdybyście się tam kiedyś zapuścili, proszę odwiedźcie jego grób.

Cześć Jego Pamięci!